What the fuck? - czyli dlaczego abstrakacja też jest sztuką
„Ale co ja mam w ogóle o tym myśleć?” mówi wykrzywiając usta
większość cywilizacji, podczas wizyty w muzeum/galerii sztuki
nowoczesnej. Reakcja ta i tak jest sukcesem, oznacza bowiem, że pan
Kowalski w ogóle do galerii WSZEDŁ. O ile we wszelakich instytuacjach,
mających w nazwie przymiotnik „narodowy” jeszcze od czasu do czasu można
kogoś spotkać, to we wszelkich miejscach związanych ze sztuką
współczesną najczęściej trafić można jedynie na właścicieli galerii lub
jednostki związane ze światem sztuki.
Większość po prostu boi się sztuki współczesnej, sztuki
nieprzedstawiającej. Nie ma zresztą w tym fakcie nic aż tak dziwnego –
co mamy myśleć o rozchlapanej na płótnie czerwonej farbie, która
bardziej niż dzieło sztuki przypomina nam obiadowe resztki, spływające w
wolnym tempie do zlewu? Często jednak to jest głównym źródłem problemu:
traktujemy abstrakcje jako sztukę przedstawiającą, jako dosłowność i
faktycznie, z takim podejściem, możemy się bardzo zawieźć. Stanisław Fijałkowski, 12 XI 70
Abstrakcja nie jest wymysłem XX wieku, towarzyszyła nam bowiem od
zarania dziejów. Nie, to nie jest przesada, bowiem już na rysunkach na
skalanych widnieją zgeometryzowane formy, wijące się spirale i inne,
symboliczne przedstawienia elementów składowych świata ówczesnego
człowieka. Malowidła te mogły być po prostu ozdobnikami, mogły też
odzwierciedlać elementy metafizyczne, pozazmysłowe, które nie miały
swojego odzwierciedlenia w naturze. To, co niewidzialne, nienamacalne
zawsze bowiem intrygowało i rozbudzało wyobraźnię. Jak jednak
przedstawić coś, co nie ma kształtu? Stanisław Fijałkowski, Marzec 1999
Z tym samym problemem artyści zmagali się także w wiekach
późniejszych – jak w zrozumiały dla większości sposób pokazać
transcendencję, transformacje, dwoistą naturę Chrystusa? Trzeba użyć
pewnego kodu, symbolu, który będzie można utożsamić ze zjawiskiem, który
będzie czytelny dla większości. Stąd biała gołębica jako przedstawienie
Ducha Świętego,stąd także aureole świętych, mające podkreślać
wyjątkowość świętych mężczyzn. Używane w sztukach wizualnych symbole
miały objaśniać metafizykę ówczesnego świata – ponieważ znaczna część
odbiorców była niepiśmienna, dominowały przedstawienia obrazkowe,
dosłowne, jak na przykład biblia pauperum.
Współcześnie również żyjemy w świecie symboli – nie są już
one tak realistyczne, jak średniowieczne, ale nadal zrozumiałe są przez
większą część cywilizacji. Stosowane obecnie kody są już nieco bardziej
abstrakcyjne – kiedy widzimy krzyżyk na czerwonym tle w prawym rogu
Google Chrome wiemy doskonale, co oznacza. Podobnie rzecz ma się ze
znakami drogowymi. Nasza rzeczywistość również jest zdominowana przez
swoistą wersję średniowiecznej biblii pauperum. Co w takim razie ze
sztuką?
Wassily Kandinsky Akwarela abstrakcyjna 1910
Sztuki wizualne również opisują otaczająca nas rzeczywistość w sposób
symboliczny. Zresztą nie tylko malarstwa i grafika, ale także kino czy
teatr. Wygląd symbolu i jego interpretacja zależy jednak od czasu i
momentu, w którym żyjemy – obecnie większość symboli i piktogramów
została znacznie uproszczona, stała się mniej dosłowna, nie tracąc przy
tym właściwości ułatwiających interpretacje. Znaczny postęp
cywilizacyjny nie oznacza jednak, że artyści przestali zadawać sobie
pytania czym jest Bóg, Absolut, siła sprawdza wszechświata. A ponieważ
przestały ograniczać ich kamienne ramki i pieniądze sponsorów,
postanowili dochodzić prawd o świecie w swój własny, indywidualny
sposób. Tak uczynił Kazimierz Malewicz[1],
dla którego „Czarny kwadrat na białym tle” miał być odzwierciedleniem
prawosławnej ikony (artysta traktował go zresztą w taki sposób, jak
ikonę, tradycyjnie wieszając przekrzywione płótno u powały domu).
Abstrakcja to również forma transformacji, przetworzenia rzeczywistości –
tej codziennej i metafizycznej. Przestrzeń płótna staje się więc
nośnikiem emocji, staje się swoista bramą do pozazmysłowego poznania.
Obraz może tez być forma transcendencji.[2] Kaziemierz Malewicz, Czarny Kwadrat na białym tle
Nie twierdzę, że każdy abstrakcyjny obraz jest dobry, że za każdym
tkwi jakiś głębszy sens. Nie twierdze także, że każdy mam stać się nagle
miłośnikiem tego typu sztuki i wieszać sobie każdy napotkany mazaj na
ścianie. To nie jest tak, że kiedy coś zrozumiemy, od razu musimy to
wielbić i czcić. Ja rozumiem, ale nie jestem fanką niektórych działań. I
tyle. Chodzi mi jednak o to, żebyśmy się zamykali się na to, co oferuje
nam świat, żebyśmy starali się pogłębić swoją wiedzę i światopogląd.
To, że czegoś nie rozumiemy, nie oznacza jeszcze że jest to twór zły.
Kiedy byliśmy dziećmi nie rozumieliśmy czemu dorośli oglądają filmy
Felinniego, z biegiem czasu zaczęliśmy dostrzegać pewne zawiłości, humor
i odwołania. Zmieniamy się, ewoluujemy, poszerzają się nasze horyzonty –
z każdym rokiem stajemy się mądrzejsi (mam przynajmniej taką nadzieję),
a gromadzona w naszych mózgach baza danych ulega aktualizacji. Tak samo
jest ze sztuką współczesną – zaczniemy patrzeć na nią inaczej, kiedy
postaramy się odszukać „o co chodziło artyście”. Prawda jest taka, że
niestety czasami nie chodzi o nic. Ale w przypadku dobrych teoretyków,
dobrych malarzy, jak wspomniany wcześniej Malewicz, Kandinsky czy masz
rodzimy profesor Fijałkowski, zawsze znaleźć można drugie dno. Wystarczy
wykazać odrobinę wysiłku, trochę poczytać, a okaże się, że te
niebieskie smugi na płonie nie są w cale głupie, że tytuł nie jest
przypadkowy. Nie bójmy się badać otaczającego nas świata – mam czasem
wrażenie, że boimy się przyznać do tego, że podoba nam się sztuka
współczesna. Bo zostaniemy zmierzeni zdziwionym wzrokiem, bo reszta
towarzystwa puknie się w głowę. To, że decydujemy się na wycieczkę do
galerii nie oznacza, że coś jest z nami nie tak[3]
– następnego dnia możemy wybrać się z kilogramowym kubłem popcornu do
multipleksu. Po obejrzeniu wystawy Tycjana Knuta obejrzałam sobie
jeszcze raz obie części Thora i było mi z tym bardzo dobrze. [1]
Kazimierz Malewicz – rosyjski malarz i teoretyk sztuki polskiego
pochodzenia (swoje obrazy czasami podpisywał po polsku). Jeden z
ważniejszych przedstawicieli awangardy rosyjskiej, twórca teorii
suprematyzmu. [2]
Wszystkim zainteresowanych odsyłam do fantastycznego wywiadu Taranienki
z profesorem Fijałkowskim pt. „Alchemia obrazu”. Czyta się to bardzo
dobrze, można też znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących pytań – o sens
istnienia i powstawania abstrakcji, o proces twórczy. Poza tym książka
jest lekka (wagowo), tania i pięknie pachnie. [3]
Oki, w pewnym sensie oznacza – będziemy bogatsi o dodatkowe
doświadczenie. Spodoba się, super, nie spodoba? No cóż, co nas nie
zabije to nas wzmocni:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz